Co robić, kiedy pojawiają się trudne zachowania?

By zaspokoić potrzeby, ludzie, zarówno duzi, jak i mali, stosują różne strategie. Nie wszystkie są naprawdę pomocne. Ale dlaczego tak się dzieje? Dlaczego czasem wybieramy nieskuteczne sposoby?

Nie wszyscy są świadomi swoich faktycznych potrzeb i dlatego czasem ludzie stosują nieodpowiednie strategie. Matka, która gdera na dzieci, bo denerwuje ją, że dzień w dzień nieuważnie rzucają kurtki na podłogę, zamiast je powiesić na wieszaku, na pierwszy rzut oka życzy sobie większego porządku. Marudzi albo krzyczy tak długo, aż w końcu wyczerpane nerwowo dzieci wykonają jej polecenie.

Jednak prawdziwą potrzebą matki jest uznanie jej pracy. W rzeczywistości chciałaby, aby dzieci zauważyły, że wkłada wysiłek w utrzymanie porządku i czystości w mieszkaniu, by doceniły tę pracę i starały się nie robić zbyt wiele dodatkowego bałaganu. Ponieważ matka nie uświadamia sobie swojej prawdziwej potrzeby, wybiera nieskuteczną strategię: zrzędzenie. Sprawia w ten sposób, że dzieci niechętnie spełniają jej powierzchowne życzenie dotyczące porządku, ale jej faktyczna potrzeba, by dzieci doceniły jej pracę, pozostaje niezaspokojona. Dlatego matka nie czuje się lepiej, nawet kiedy kurtki w końcu wiszą na wieszaku. W dalszym ciągu jest niezadowolona. Może się również zdarzyć, że dzieci nie rozumieją, dlaczego matka życzy sobie większego porządku – mogą mieć inną granicę tolerancji bałaganu. W takim wypadku zrzędzenie matki może u nich wywołać zły humor oraz nerwowe i impertynenckie reakcje.

Gdyby matka była świadoma swoich prawdziwych potrzeb, mogłaby poszukać zupełnie innej strategii ich zaspokajania. Mogłaby na przykład powiedzieć otwarcie, co ją przygnębia. Jak już wyjaśniłyśmy wcześniej, ujawnienie prawdziwych potrzeb przeważnie spotyka się z pozytywnym odzewem innych osób. Gdyby powiedziała dzieciom bez pretensji w głosie: „Naprawdę wkładam mnóstwo wysiłku w utrzymanie porządku w naszym mieszkaniu, ale odnoszę wrażenie, że w ogóle nie widzicie, ile to wymaga pracy. Kiedy tak po prostu rzucacie kurtki na podłogę, czuję się jak wasza służąca. Chciałabym, żebyście pamiętali o wieszaniu ich na wieszaku”, być może łatwiej byłoby im się wczuć w jej problem. Któż chciałby wykonywać niewdzięczną pracę Kopciuszka? Szansa, że dzieci będą same z siebie odwieszać kurtki przynajmniej w najbliższym czasie, jest w każdym razie większa niż przy strategii zrzędzenia.

Gdy mój syn Josua miał dwanaście miesięcy, często bywaliśmy na placu zabaw. Chodziły tam również ośmioletnie wówczas bliźniaczki Rosa i Marie, które mieszkały w tym samym bloku co my. Pewnego dnia umówiły się na placu zabaw ze swoją najlepszą przyjaciółką Moną. Uwielbiały jednak mojego syna i tego dnia zajmowały się niemal wyłącznie nim. Natomiast Mona nie miała ochoty bawić się z Josuą. Przyszła tam, żeby się spotkać z przyjaciółkami, i po jakimś czasie była bardzo zdenerwowana tym, że nie poświęcają jej uwagi. Najpierw próbowała neutralnie pytać:
– Idziecie się bawić?
Ale nie udało jej się wygrać z czarem maluszka. Josua popiskiwał i chichotał z zadowoleniem, kiedy duże dziewczynki się przed nim wygłupiały. Mona zaczęła się bawić sama, ale wyglądała na smutną. Po jakimś czasie postanowiła zachęcić Rosę i Marie do zabawy, podbiegła do nich, klepnęła je i zawołała:
– Berek!
To również nie poskutkowało. Bliźniaczki kopały właśnie z Josuą w piaskownicy. Mona się rozzłościła.
– To denerwujące, że ciągle bawicie się z tym dzidziusiem! – krzyknęła opryskliwie, a potem niepewnie, ale umyślnie rzuciła piaskiem w Marie. To oczywiście przeszkodziło dziewczynce. Ze złością zażądała, by Mona przestała. Mona jednak nie posłuchała, a nawetrzuciła jeszcze więcej piasku. Wówczas bliźniaczki się wściekły i wywiązała się kłótnia. Mona odbiegła od nich, cała czerwona na twarzy.

Przeszła obok ławki, na której siedziałam. Z tłumionym gniewem zarzuciła mi:
– Marie i Rosa zawsze się bawią tylko z twoim dzidziusiem. A były umówione ze mną.
Kiwnęłam głową.
-Widziałam to – powiedziałam i odczekałam. Byłam ciekawa, czy się otworzy. Stała przede mną trochę niezdecydowana i w milczeniu wpatrywała się w swoje stopy. Czekałam dość długo.
– To takie denerwujące! – wybuchnęła w końcu ze smutkiem.
Potem wpadła na pomysł:
– Możesz zabrać swojego dzidziusia? Wtedy na pewno będą się bawić ze mną.
Zastanowiłam się, czy to naprawdę rozwiązałoby jej problem. Prawdopodobnie na krótką metę bym jej pomogła, ale wówczas Mona straciłaby okazję, by nauczyć się nowej strategii. Dlatego wybrałam inny sposób.
– Powiedziałaś im już, jak się czujesz? – zapytałam.
– No pewnie, powiedziałam, że moim zdaniem to denerwujące, że bawią się z twoim dzidziusiem, a nie ze mną.
– Hmmm. Nie, chodziło mi o to, czy powiedziałaś im, jak ty się czujesz. A jak się czujesz?
– Jestem na nie zła!
– Rozumiem. A czujesz coś jeszcze?
– Jestem smutna. Nie, czekaj, jestem rozczarowana. Cieszyłam się na wspólną zabawę. Znowu pokiwałam głową i spojrzałam jej prosto w oczy.
– Wiesz co? Obserwowałam was. Naprawdę próbowałaś różnych sposobów, żeby je namówić na zabawę. Uprzejmie poprosiłaś, potem je klepnęłaś, a potem się wkurzyłaś i rzuciłaś piaskiem. To wszystko były strategie, które nie podziałały za dobrze. Może podejdź do nich i powiedz im, jak się czujesz. Czyli nie zaczynaj od „Jesteście denerwujące!”, tylko powiedz: „Jestem rozczarowana i smutna, bo…”. Wiem z doświadczenia, że to pomaga.
Mona popatrzyła na mnie sceptycznie, a potem nagle się odwróciła. Pobiegła do bliźniaczek i powiedziała:
– Cieszyłam się na spotkanie z wami. Miałyśmy się razem bawić. Ale teraz bawicie się tylko z dzidziusiem. Jest mi z tego powodu jakoś smutno. Tak jakbym w ogóle nie była dla was ważna. Marie i Rosa popatrzyły na nią mocno wstrząśnięte.
– Tak, to prawda, chciałyśmy się bawić. Dobra, czekaj. Zwróciły się do mojego synka:
– Josua? Teraz pobawimy się z Moną, dobra? Na razie! I nie jedz tyle piasku, maluchu!
A potem pobiegły razem z przyjaciółką. Nowa strategia Mony przyniosła skutek. Dziewczynka zwróciła przyjaciółkom uwagę na swoją potrzebę bycia wartościową kompanką zabawy, zamiast przeszkadzać innym dzieciom.

Strategie, które są skuteczne tylko z pozoru

Stanowiący część naszego mózgu układ nagrody, który wydziela hormony szczęścia, gdy potrzeby człowieka są zaspokojone, można przechytrzyć za pomocą namiastek. Niestety, system szczęścia w ludzkim mózgu uruchamia się również wtedy, gdy jemy słodycze, kupujemy niepotrzebne rzeczy, leniuchujemy przed telewizorem albo przesiadujemy w mediach społecznościowych. To wszystko strategie, które na pozór zaspokajają nasze potrzeby, choć w rzeczywistości nie do końca.

Weźmy na przykład media społecznościowe. Z biegiem czasu my, dorośli, całkowicie przenieśliśmy się do świata cyfrowego. Codziennie przesiadujemy na Twitterze, Facebooku, Instagramie i tak dalej i w większości przypadków znajdujemy dokładnie do nas dostosowany superwspierający internetowy klan. Rozmawiamy, razem rozkminiamy problemy, żalimy się, a czasem również kłócimy. Od czasu do czasu organizowane są wspaniałe akcje wsparcia, gdy ktoś wpadnie w kłopoty finansowe lub inne. Wtedy ludzie wpłacają datki i wysyłają paczki, aż sytuacja tej osoby się poprawi. Można nawet powiedzieć, że w internecie rozwijają się prawdziwe przyjaźnie. Zaspokajamy tam swoją podstawową potrzebę wspólnoty.

Nie wiemy, jak dla ciebie, ale dla większości rodziców, z którymi rozmawiałyśmy, media społecznościowe są dziwnie uzależniające. Coraz częściej łapią się oni na tym, że w zamyśleniu wyciągają telefon z kieszeni, by „tylko szybciutko zerknąć”, co inni robią, mówią i piszą online. Gdy napiszą tweeta albo zamieszczą zdjęcie, potem co kilka minut zżera ich ciekawość, czy dostali już jakiegoś lajka. Wygląda na to, że według naszego mózgu świat cyfrowy jest tak wspaniały, iż nigdy nie ma go dość. Chciałby wciąż więcej i więcej. Właśnie to charakteryzuje   namiastki satysfakcji. Na pierwszy rzut oka wydają się zaspokajać podstawowe potrzeby: w przypadku mediów społecznościowych są to przynależność do grupy i uznanie dla naszej osobowości. Jednak nie jest to prawdziwe zaspokojenie tych potrzeb, w każdym razie w ocenie naszego mózgu. Dlatego okazuje się nietrwałe. Nasz mózg szybko potrzebuje więcej, by uwolnić taką samą ilość hormonów szczęścia. W ten sposób wpadamy w cykl nałogu, choć zwykle ma on dość niewielkie nasilenie. Nasza nowoczesna strategia zaspokajania potrzeby wspólnoty, czyli aktywność w mediach społecznościowych, działa zatem tylko na pozór.

Innymi potrzebami, które często w dzisiejszych czasach zaspokajamy tylko pozornie, są odpoczynek i odprężenie. Często zarówno dorośli, jak i dzieci, są tak zmęczeni po wyczerpującym dniu, że chcą już tylko paść na kanapę i odmóżdżyć się przy serialu, jedząc czekoladę. Nie można tej strategii niczego zarzucić, bo choć może nie daje nam prawdziwego, trwałego odpoczynku, to jednak na co dzień jest ona wystarczająca.

Chcemy jedynie zwrócić uwagę na to, że warto pamiętać, jakie prawdziwe potrzeby swoje i swoich dzieci chcemy w ten sposób zaspokoić, by nie zapomnieć o ich faktycznym zaspokojeniu. Jeśli wciąż bierzemy do ręki smartfona, by sprawdzić, czy nasze najnowsze zdjęcie na Instagramie dostało już serduszka, a nasze dzieci usadawiają się z chipsami i colą przed laptopem, a później i tak wciąż są spięte i agresywne, warto pomyśleć o tym, że nasze podstawowe potrzeby można by było zaspokoić trwalej, gdybyśmy zorganizowali grilla z przyjaciółmi albo wybrali się na spacer do lasu. Po prostu nasz mózg wciąż jest ukształtowany przez pradawny świat.

Skuteczne strategie

Kiedy jesteśmy głodni i z tego powodu coś jemy, jest to skuteczna strategia, czyli taka, która prowadzi do zaspokojenia naszej potrzeby. Gdy jesteśmy zmęczeni i idziemy spać – również. Kiedy żona czuje, że mąż nie zwraca już na nią uwagi, a ona tęskni za czułościami i seksem, i dlatego wdaje się w romans z inną osobą – wtedy pod kątem zaspokojenia jej potrzeby ta strategia również okazuje się skuteczna. Choć można powątpiewać, czy jest to mądra strategia w odniesieniu do relacji małżeńskich. Ponieważ wewnętrzna presja zaspokojenia potrzeby jest bardzo silna, czasem wybieramy metody, które nie są dla nas korzystne, i dobrze o tym wiemy. Na przykład strategia Belli polegająca na chamskich odzywkach do rodziców, którymi prowokowała ich, by na nią nakrzyczeli i dali jej prawdziwy powód do płaczu, również przynosi rezultaty. Dzięki niej dziewczynka może co wieczór zaspokoić potrzebę redukcji stresu. Dlatego Bella nie widzi konieczności zmiany metody postępowania. Jej rodzice natomiast widzą taką konieczność bardzo wyraźnie. Strategia ich córki narusza bowiem potrzeby Kai i Jana, a mianowicie potrzeby uznania, spokoju i harmonii. Ponieważ dziewczynka stale prowokuje rodziców, rodzina musi znaleźć dla niej inną, równie skuteczną strategię.

Najpierw podczas konferencji rodzinnej mama i tata omówili z Bellą domniemany związek między jej chamskim zachowaniem, a nową sytuacją w szkole i płaczem dla odprężenia. Okazali zrozumienie dla potrzeby córki, ale jednocześnie wytłumaczyli jej, że ze względu na ich potrzeby nie może dalej stosować tej strategii. Być może ta rozmowa była jeszcze nieco za trudna dla Belli, ale ponieważ dziewczynka kocha rodziców, wyraziła gotowość do wypróbowania innych sposobów odprężania się po szkole. Najpierw rodzice zaproponowali, żeby Bella próbowała wieczorami myśleć o czymś bardzo smutnym, tak by mogła się rozpłakać. Kiedy to nie podziałało, rodzina kupiła worek treningowy. Bella miała wyrzucić z siebie stres pięściami. Wielu osobom to pomaga, ale dziewczynce nie przynosiło odprężenia. Dlatego Kaja i Jan poprosili, by wypróbowała metodę progresywnego rozluźniania mięśni. Choć ćwiczenia były dla niej przyjemne, nie wykonywała ich regularnie, więc ten sposób również nie okazał się idealny.

Dopiero kiedy rodzice i córka mocniej skupili się na tym, co dawniej relaksowało Bellę, znaleźli naprawdę skuteczną strategię zaspokajającą jej potrzebę: po szkole ojciec nosił dziewczynkę na plecach albo ramionach. Dzięki kontaktowi fizycznemu przysadka mózgowa Belli uwalniała oksytocynę, która zwalcza stres. Tak jak podczas noszenia dziecka w chuście, ruchy ojca pobudzały mięśnie Belli do mikroruchów. Dzięki temu niewielka część stresu mogła zostać zredukowana za pomocą tych procesów motorycznych18. Po szkole zamiast iść na plac zabaw, córka Kai i Jana wolała wracać do domu. Tam pogrążała się w świecie wyobraźni i spokojnie zajmowała się sama zabawkowymi konikami. Zawsze bardzo dobrze potrafiła zająć się sama sobą i właściwie nie potrzebowała obecności innych dzieci. Wprawdzie wizyta na placu zabaw była dla niej przyjemna, ale z drugiej strony wiązała się z dodatkowym stresem społecznym. W nowym rozwiązaniu nie było już tego problemu. O dziwo ta minimalna zmiana rodzinnego rozkładu dnia wystarczyła, by ogromny kłopot z wieczornymi prowokacjami zniknął. Udało się znaleźć skuteczną strategię zaspokojenia potrzeb zarówno Belli, jak i jej rodziców.

Niestety, nie oznacza to, że ta sama strategia okaże się skuteczna również dla innej rodziny. To, czy coś działa i czy nam pasuje, to kwestia całkowicie indywidualna. Wypróbuj różne możliwości i sprawdź, co w twoim przypadku działa najskuteczniej. Najważniejszą rzeczą, którą warto zapamiętać z tego rozdziału, jest informacja, że gdy dzieci nieodpowiednio się zachowują, należy od razu pomyśleć o ich niezaspokojonych potrzebach i niekorzystnych być może strategiach, zamiast wmawiać sobie: „Chcą nam wejść na głowę” albo „No i mamy skutki twojego bezstresowego wychowania!”. Przyglądaj się, co się kryje za zachowaniem, zamiast zwracać uwagę tylko na objawy.

Tekst to fragment książki „Najbardziej upragnione dziecko wszech czasów doprowadza mnie do szału”

Shopping Cart