Kto to zna? Radosne, uśmiechnięte, wesołe dziecko nagle krzyczy tak przeraźliwie, że ten dźwięk przeszywa do szpiku kości, za każdym razem, kiedy znikasz za ścianą, wieszasz pranie, robisz siku lub mieszasz zupe. Nie możesz odejść na krok. Co zrobiłyśmy nie tak, że nasze dzieci, którym starałyśmy się stworzyć raj na ziemi, być, tulić, całować, nagle postanawiają przywiązać nas do siebie grubą liną?
Franek to naprawdę pogodne dziecko, nie mogło być zresztą inaczej, bo ma dwoje rodziców, którym uśmiech i dowcip nie schodzi z twarzy. Od początku wszyscy dziwili się, że zupełnie nie boi się obcych, co drugiej mijanej osobie strzela hollywoodzki uśmiech numer 7 (aktualnie niezwykle uroczy, bo z dwoma zębami). Aż tu nagle, tydzień temu ktoś podmienił mi dziecko. Świat nadal jest fantastyczny, pod jedynym warunkiem, że ja jestem w zasięgu wzoru, a najlepiej w zasięgu dłoni. Kiedy znikam dosłownie na chwilę żeby zalać herbatę, moje dziecko zdaje się wołać „Ratunkuuu, mama mnie porzuciła!”. Kiedy daje go na chwilę babci krzyczy „Halo! Nie jesteś moją mamą!”
To nie wina moich piersi
Oh nie wiecie ile razy ostatnio usłyszałam, że to przez karmienie piersią! Puszczam mimo uszu. Usłyszałabym też pewnie, że to przez to, że jest ze mną cały czas. Na szczęście tego mi nikt nie zarzuci, bo Franio od zawsze zostawał, a to z jedną, a to z drugą babcią kiedy szłam do spożywczaka po marchewkę, a tata Frana jest równie zaangażowanym rodzicem jak ja. Powód przerażenia mojego dziecka jest prosty – lęk separacyjny, który jest rozwojowy.
Lęk separacyjny pojawia się między 7, a 12 miesiącem życia i ustępuje około 2-3 roku życia.
Okej, nie brzmi to zbyt optymistycznie, szczególnie kiedy dopiero co walczyliśmy z kolkami, a chwilę temu pokonaliśmy dwa zęby. Ale to minie i tej myśli się trzymajmy. Jeszcze kiedyś skorzystam z toalety w samotności.
Franek jutro kończy 8 miesięcy i mam wrażenie, że to moment kulminacyjny jego lęku separacyjnego, ale mam też świadomość, że taki może dopiero nadejść, literatura bowiem jako taki etapokreśla 10-15 miesięcy.
Jaki jest powód?
Psychologia określa to „stałością obiektu”. Dla naszego niemowlaka sprawa jest prosta: nie widzę mamy, a więc ona zniknęła, wyparowała, wystrzeliła w kosmos. W zasadzie skąd wiedzieć, że w sąsiednim pokoju, do którego poszła mama nie czai się stado głodnych wilków, które tylko czyhają żeby pożreć ją w całości? Pełzanie, raczkowanie, chodzenie jest bardzo ciekawe i można na chwilę się w tym zatracić, ale mamy lepiej pilnować. Wiecie, niezależność bywa przerażająca. Do tego dochodzi brak poczucia czasu, minuta trwa wieczność. Potrafię sobie to wyobrazić, bo czuję to zawsze kiedy widzę, że mojej pralce została minuta do skończenia prania więc nie opłaca mi się wychodzić z łazienki, a potem mam wrażenie, że stoję przy tej pralce pół dnia.
Nie bądź ninja
Wiem, że wielu mamom przychodzi do głowy wychodzenie z pokoju niczym ninja. Niewidocznie, bezszelestnie,
na czworaka, albo w powietrzu. Bardziej elegancko można to określić „po angielsku”. Babcie z pewnością powiedzą Ci,
że nie możesz reagować na płacz (na tą manipulacje!) i powinnaś wychodzić jeszcze częściej i na dłużej, a te wrzaski zwyczajnie ignorować. Jestem pewna, że Twoja intuicja podpowiada zupełnie coś innego, więc proszę zaufaj jej.
To nie jest dobry czas na zmiany, naukę samodzielności, odstawienie od piersi, samotne zasypianie, odsmoczkowanie.
Co robić?
Jeżeli już musisz coś zmienić, bo na przykład wracasz do pracy, niech te zmiany będą pojedyncze. Jeżeli Twoje dziecko zostaje z nianią lub w żłobku, spędźcie kilka dni wszyscy razem, Ty, dziecko i nowy opiekun. Skoro Twój maluch potrzebuje bliskości, daj mu ją. Ja odkurzyłam zapomnianą po kolkach chustę, matę do zabawy mamy nawet w łazience, a wszystko o co Franek mógłby się skaleczyć zabezpieczyłam, tak by mógł być ze mną w każdym miejscu naszego domu.
Rozstania tak, ale nie traumatyczne. Bawimy się co raz więcej w akuku, ale teraz chowam się nie tylko za własnymi dłońmi, ale za ścianą, a czas swojej nieobecności wydłużam, jednak zawsze reaguje na wołanie Frania, tak by wiedział,
że nawet kiedy mnie nie widzi, to pojawię się kiedy będzie mnie potrzebował. Oczywiście nie oznacza to, ze rzucam obiadem lecąc na ratunek mojemu dziecku, czasem wystarczy mu, że zacznę śpiewać. Rozmawiamy, jakkolwiek śmiesznie to brzmi kiedy mówimy o ośmiomiesięcznym dziecku. Mówię o wszystkich swoich planach: „Teraz mama Cię położy na matę, a sama pójdzie siku, wrócę dosłownie za minutkę”, „Płaczesz, bo wystraszyłeś się, że zniknęłam”. Myśl o emocjach. Ta zasada zresztą sprawdza się niezależnie od wieku. To co dla mnie okazało się najtrudniejsze w życiu z lękiem separacyjnym mojego dziecka, to nauczenie się odpuszczania. Wiecie, niepozmywane gary, pozwolenie mojej manie uprasować zalegającą stertę ubrań i co najgorsze poproszenie o pomoc. Ale tak trzeba, żeby nie zwariować.
Bo choć nasze dziecko, dopiero odkrywa, że mama i ono to dwa różne byty, to my mamy tą wiedzę i nie możemy o niej zapomnieć. Bądź wyrozumiała, dla swojego malucha, ale też dla siebie. Wszystko mija i choć ten moment rozwoju jest trudny, to kiedyś się skończy. Jednak pamiętajmy, że czas kiedy dziecku było wszystko jedno, kto się nim zajmował nie wróci, a jeśli by tak było, to byłby to powód do zmartwień.
Lęk separacyjny nie jest najtrudniejszy
I pamiętaj, nie tylko dla Ciebie to nie lęk separacyjny jest trudnym momentem, ale społeczeństwo, które w tym momencie ma wobec Ciebie mnóstwo rad i krytyki. Bo wiadomo, „za dużo bliskości”. Nie daj sobie wmówić tej bzdury. To dzieci, które nie zawsze tą bliskość mają, przejawiają największą lękliwość, a dzieci pozornie niezależne najbardziej cierpią teraz i w dorosłym życiu.